Sezon urlopowy w pełni, ale czy potrafimy wypoczywać? Dlaczego w czasie wolnym odbieramy służbowy telefon? „Granica pomiędzy ryzykiem pracoholizmu a zaangażowaniem w pracę jest cienka i chyba najbardziej terminy te różnicuje właśnie satysfakcja. Podpowiedzią mogą być odczuwane emocje – przyjemne, wiążące się z aktywnym oddawaniem się zobowiązaniom zawodowym, oraz te nieprzyjemne, wskazujące na patologiczne poświęcanie się obowiązkom” – sygnalizuje psycholog, specjalista w dziedzinie psychoterapii uzależnień dr hab. Joanna Chwaszcz z Katedry Psychoprofilaktyki Społecznej KUL.
„Człowiek pracujący” jest częścią naszej indywidualnej tożsamości. I wszystko jest dobrze do momentu, kiedy to praca jest dla człowieka, służy człowiekowi, zaspokaja jego potrzeby i pozwala na odczuwanie satysfakcji. – Domeną naszych czasów jest to, że dużo pracujemy. W grupie 40-, 50- i 60-latków zaangażowanie w działalność zawodową wynika często z czynników makro, sytuacji społeczno-ekonomicznej i polityki państwa, w których wychowaliśmy się; ja także należę do tej grupy – mówi dr hab. Joanna Chwaszcz. – Chcieliśmy dogonić Zachód, mieć lepiej, dbaliśmy o to, aby również nasze dzieci miały lepiej. Dużo pracowaliśmy i pracujemy, a zadowolenie odczuwamy głównie poprzez zmianę ekonomiczną.
W przypadku młodszych osób większy wpływ na zaangażowanie ma czynnik organizacji zatrudnienia, w tym cele, które można osiągnąć, satysfakcja z aktywności zespołowej, niekiedy prestiż firmy.
– Jeśli człowiek dużo czasu poświęca na obowiązki zawodowe, ale znajduje przestrzeń na relacje i hobby oraz sen, a wykonywaniu służbowych zadań towarzyszą przyjemne emocje, to nie trzeba się martwić – mówi psycholog.
Negatywne odczucia informują nas, że to nie praca służy człowiekowi, ale człowiek pracy. Nie zaspokaja on własnych potrzeb, niekiedy nawet je deprecjonuje, ogranicza inne aktywności, zrywa relacje z innymi obiektami (znajomymi, zainteresowaniami), lekceważy swoje samopoczucie. Ponosi coraz większe i dotkliwsze straty, jest niewolnikiem swojej posady.
Sygnałem alarmowym może być właśnie nieumiejętność wypoczynku. Świadczy ona o zaniedbywaniu zdrowia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, a także relacji z bliskimi. Następnie zaczynamy tracić sprawność i relacje. A ciąg strat z czasem doprowadzi także do utraty zatrudnienia.
– Niektórzy klienci gabinetów psychologicznych posiadają dobry wgląd w siebie i mają świadomość tzw. granicy, są wówczas poirytowani, opryskliwi dla otoczenia, szybko się męczą, nie rozwiązują zadań w ustalonym czasie. Są to sygnały, że trzeba wziąć urlop! – zaleca dr hab. Joanna Chwaszcz.
Stanu relaksacji nie ułatwia bycie ciągle „online”. – Nie otwierajmy skrzynki e-mail i nie odbierajmy telefonu. Dla mniej asertywnych rozwiązaniem jest zachowanie granicy między korzystaniem z social mediów prywatnie i służbowo – oddzielne konta, numery telefonów. Na czas wakacji odkładajmy telefon służbowy i ustawiajmy automatyczną odpowiedź na skrzynce e-mailowej, która informuje interesantów o terminie naszego urlopu – zaleca dr hab. Chwaszcz. Efektywny relaks powinien być skrojony na miarę, indywidualnie dla każdego, według jego potrzeb i możliwości. Trudno mówić o dobrym odprężeniu się np. na tropikalnych wyspach i półrocznym zadłużeniu się z tego powodu. Świadomość takiego stanu nie pozwoli raczej odczuć rezultatów czasu wolnego, „zresetowania się”, „naładowania akumulatorów”. Satysfakcjonujący wypoczynek wymaga autentyczności, wglądu we własne potrzeby, ale i świadomości własnych możliwości.
– Praca nie jest całym naszym życiem. Służy człowiekowi do zaspokojenia potrzeb i samorozwoju. Odkrywajmy siebie, bądźmy autentyczni, wybierzmy najlepiej skrojony dla siebie urlop – radzi dr hab. Joanna Chwaszcz.
Źródło informacji: aktualności KUL